poniedziałek, 18 listopada 2013

HAWANA (KUBA)

Hawana założona w 1515 roku przez Hiszpana Diego Velasqueza nie znajduje się na pierwszych stronach "National Geographic traveler", jednak wybrałam to miejsce jako pierwsze spośród "tych" 50, bo odkąd obejrzałam "Dirty dancing 2" mam do niego słabość.
I tak jak przeczytałam, tak również w filmie jest to przedstawione.
Rytmy wybijane przez clave, czyli drewniane pałeczki nadające rytm kubańskiej muzyce, sprawiają, że nawet jeśli zgubisz się gdzieś wśród wielu kolumn, których w Hawanie jest więcej niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie, one doprowadzą Cię do właściwego miejsca.
La Habana Vieja- najstarsza, najbiedniejsza, a zarazem najbardziej fascynująca dzielnica Hawany.
„Tak wygląda prawdziwa Hawana, prawdziwa Kuba-pokazuje zrujnowane budynki”
Zacytuję fragm. Z  „Traveler’a” nr 11-12(49)2011, w którym to Karolina Oleksiak relacjonuje swój pobyt w Hawanie, gdzie zamierza wziąć ślub (którego udzieli polski ksiądz).

„Wychodzimy z księdzem na miasto.- Widzicie ten mały plac zabaw? Wybudowali go 2 lata temu. Od tego czasu nie bawiło się tu żadne dziecko. A to, że trawa jest wydeptana przy huśtawkach? Przychodzą tu ludzie z organizacji rządowych i wydeptują. Żeby obcokrajowcy myśleli, że kraj dba o dzieci. Teatr. I tak jest na całej Kubie-mówi”


Pewnie zastanawiacie się po co zamieszczam na blogu informacje, które każdy mógłby wyszukać w Internecie.
Otóż świetnie zdaję sobie sprawę, że to co zamieszczam na blogu, to nie reportaż z podróży, ani moje wspomnienia, ale „suche” fakty, opisujące miejsca, do których chciałabym się w przyszłości wybrać, połączone z pięknymi fotografiami.
Fascynują mnie podróże, a te wpisy mają być przypomnieniem, po co tak naprawdę żyję i do czego dążę.
Poszukiwanie celu w życiu jest baaardzo trudne, a ja myślę, że go odnalazłam. Chcę podróżować, do ostatnich moich dni.


Czytam, czytam, czytam,… Nie wiem jak, nie jestem w stanie zredagować niektórych informacji które w „Travelerze” są genialnie ukazane- najchętniej zadziałałabym  „kopiuj-wklej”, ale to tak nie działa.
Zachęcam wszystkich do czytania magazynów podróżniczych i książek-reportaży.


Życzę Wam, żebyście tak jak ja poczuli, że wreszcie odnaleźliście to czego szukaliście tak długo.
A przy okazji zaręczam sobie, że już niedługo opiszę własne relacje z podróży…


sobota, 21 września 2013

OBIETNICA...PODRÓŻ ŻYCIA



Czy choć raz w życiu przysiągłeś sobie „coś” i od tamtej pory wiedziałeś, że dotrzymasz danego słowa?- ja, tak.

Tak było z Francją- przysięgłam sobie, że wrócę, ponownie zjawię się w miejscu, które tak mnie urzekło, w którym się odnalazłam i poczułam szczęście, spełnienie i energię, której dawniej mi brakowało.
Jak już raz udało się mi się dotrzymać słowa, postanowiłam obiecać sobie więcej.
"Chciałabym zwiedzić świat wzdłuż i wszerz". Postanowiłam i to nie w tej chwili, w której piszę nowego posta, ale już wcześniej, myśląc o tym przez dłuższą chwilę, tak aby później nie stwierdzić „Co ty sobie myślałaś, po co zapewniałaś, gwarantowałaś, składałaś obietnice, skoro teraz tego nie realizujesz?” objechać +/-50 miejsc- i to nie przypadkowych.

Jakieś 3 miesiące temu kupiłam w miejskiej bibliotece, za symboliczną złotówkę(co jest akurat mało istotne) specjalne wydanie ”National Geographik Traveler- 50 miejsc na podróż życia, od tamtej pory leżało nietknięte przeze mnie w szufladzie, z pozostałymi gazetami. Przedwczoraj szukałam opracowań lektur, które teraz przerabiam w liceum i natknęłam się na ten „złoty egzemplarz” .

Jednym zdaniem, nie mogłam się od niego oderwać, przeglądałam artykuł za artykułem, fotografię za fotografią, a zachwytowi nie było końca. Z każdym przeczytanym akapitem napędzałam swoje marzenia i nadzieje, że się kiedyś w tych miejscach znajdę, spędzę przynajmniej jedną noc w tamtejszych warunkach, w nieznanym mi miejscu. O TAK!
„Obiecanki cacanki”?... co to, TO NIE!

Począwszy od następnego wpisu,
każde z tych miejsc,
po kolei
będę
obnażać na blogu.


Gorąco pozdrawiam całą ekipę „National Geographic Traveler” i zapraszam do czytania kolejnych postów.

czwartek, 5 września 2013

HOME SWAPPING-wymiana domów

Jeszcze przed wakacjami tematem jednej z moich lekcji j.francuskiego była wymiana domów na wakacje-plusy i minusy(wady i zalety).Wcześniej nie słyszałam o tego typu wymianach.  Jest to sposób na tak zwane "tanie wycieczkowanie". Jak to działa i o co w tym wszystkim chodzi: czytajcie dalej. :))

Swapping polega na udostępnieniu naszego miejsca zamieszkania osobom, które w zamian udzielą nam dostępu do swojego gniazdka.
Firmy tym się zajmujące dają nam gwarancję, że nie zostaniemy oszukani, ani nie załamiemy się warunkami mieszkalnymi które dalece odbiegają od zdjęć przedstawionych przez właścicieli lokum. 
W Polsce nie jest to popularne, ani specjalnie nagłaśniane, choć jak zauważyłam, coraz więcej z nas się decyduje, bądź kieruje chęcią poznania różnych zakątków świata bez potrzeby wydawania bajońskich sum.
Jest to genialna alternatywa dla każdego, kto lubi dużo zwiedzać, nie zamierza przepłacać za wymarzony urlop, nie ma nic przeciwko obcym osobom w swoim domu, chce pożyć przez pewien czas jak rodowity/rodowita mieszkaniec/mieszkanka danej części świata :)
Wiodącym hasłem, które możemy znaleźć przeszukując strony internetowe tym się zajmujące, jest
"Vacation Anywhere. Live Like a Local. Stay for Free"- czyli krótko mówiąc: wakacje gdziekolwiek chcesz, żyjesz jak miejscowy, a wszystko jest za darmo. No tak... Tu na chwilę się zatrzymam, aby delikatnie sprostować "pobyt gratis", ponieważ kosztami, jakie trzeba ponieść są albo opłata roczna (ok 300zł), albo opłata od dokonanej wymiany( 25zł) w zależności od polityki firmy, ale to przecież nieporównywalne z wydatkami jakimi obciąży nas biuro podróży.

Poniżej kilka linków ze stronami umożliwiającymi wymiany(na homeexchange.com natknęłam się sama, a pozostałe są polecane przez forumowiczów)



Jeszcze link, który może okazać się przydatny w podjęciu decyzji- jest to odpowiedź na pytanie "home exchange-wymiana domów-warto?" jednej z forumowiczek.

http://forum.gazeta.pl/forum/w,19,20631380,21242051,Re_home_exchange_wymiana_domow_warto_.html

Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało piszcie. Postaram się na nie znaleźć odpowiedź :)))))





piątek, 30 sierpnia 2013

FRANCUZI POD OSTRZAŁEM

Po powrocie z Port Grimaud nie omieszkam napisać o dziwnych zachowaniach Francuzów, którymi do tej pory byłam bardzo oczarowana. Po spędzonych długich wieczorach oraz dniach w ich towarzystwie stwierdzam, że moja opinia na ich temat przed wyjazdem, była co najmniej zawyżona.
Fakty:

  • Imprezy Francuzów znacząco różnią się od naszych- przede wszystkim nie kończą się one tak jak u nas nad ranem, a wszyscy wstawieni padają gdzie się znajdzie miejsce; co to, to nie. Lulu o 2:00, w porywach 3:00, w kieliszku kulturalnie wino, czy tak, jak to ja się zetknęłam likier o smaku anyżowym produkowany i konsumowany głównie we Francji, zwykle zawierający 40-45% alkoholu: Pastis, który rozcieńczają wodą, co według nich jest szalenie ekonomiczne.

Będąc we Francji wraz z przyjaciółkami, naszych nowo poznanych przyjaciół "zmusiłyśmy" do imprezy w polskim stylu- wódka w kieliszkach(plastikowych-turystycznie) i zabawa do białego rana- do 6:00 ściślej mówiąc. Rano co prawda było im ciężko wstać do pracy, ale sądzę, że na długo zapamiętają tamtą noc.

  • Kobiety, szczególnie te poznane na dyskotekach, turystki itp. są traktowane przez Francuzów zbyt przedmiotowo. Facetom zależy jedynie na dziewczynie, z którą mogliby spędzić jedną noc. Nie wysilają się oni na zbędne komplementy, od razu przechodzą do rzeczy. Jest to niesamowicie irytujące i drażniące. Najwyraźniej Francuski zdążyły już przystosować się do takiego stanu rzeczy, co również zostało potwierdzone podczas moich rozmów z Francuzami, którzy coraz bardziej w moich oczach zyskują na miano megalomanów.
  • Język francuski to według nich język, który każdy powinien choć trochę znać. Wniosek ten wysnułam, po rozmowach z nimi. To, że znają tylko swój język, to oczywiście bardzo ogólne stwierdzenie,ponieważ z wieloma można dogadać się po angielsku, jednak po wakacjach 2013 zgodnie z dziewczynami stwierdzamy, że mamy już dosyć frazy"... a little bit..." jako odpowiedź na pytanie "Do you speak English?". 

Część druga wkrótce.

czwartek, 29 sierpnia 2013

WOLONTARIAT MIĘDZYNARODOWY



Ostatnio zaciekawiła mnie jedna z największych organizacji na świecie, zajmująca się wolontariatem międzynarodowym oraz stażami zawodowymi- Projects Abroad
Biorąc pod uwagę mój wiek i ambicje, zainteresowała mnie zakładka "Projekty--> programy dla młodzieży".
http://www.projects-abroad.pl/projekty/programy-dla-mlodziezy/

Od jakiegoś czasu poszukuję różnych form wolontariatu, szczególnie takich które dadzą mi możliwość poznania nowych kultur, nauki języka, nabywania nowych znajomości.
Sądzę, że to bardzo kształcące pomagać innym i samemu także odnosić tak ogromne korzyści. W przypadku tej organizacji daje to również szansę rozwoju kompetencji zawodowych oraz pozwala przyjrzeć się bliżej rozważanemu kierunkowi studiów.
Niestety, jak w większości takich projektów cytuję"
Opłata nie obejmuje: 
  • Kosztów biletu lotniczego 
  • Koszów ewentualnych szczepień 
  • Ewentualnych kosztów uzyskania wizy 
  • Wydatków osobistych (tak zwane kieszonkowe)" 
Jest to jednak spora przeszkoda, ponieważ przelot np. do Argentyny to niemały wydatek, a ja jeszcze nie zarabiam.
Zamierzam jednak pozbyć się tego problemu i od początku lipca podjąć pracę.

Czy ktoś z Was uczestniczył kiedykolwiek w tego typu wyjeździe?
Jestem zielona w tych sprawach, a bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej.